U logopedy usłyszałam, że wszystko jest ok, że to kolejny skok rozwojowy, ze nie ma się co martwić, że sobie poradzi itp. Na moja prośbę dostaliśmy kilka ćwiczeń do domu i mieliśmy wrócić na kolejna wizytę. Gdy wróciliśmy Pani logopeda uspokoiła mnie, ze wszystko jest w porządku, mam się nie martwic i nie szukać na sile. I tak też było bo „zacinanie się” kolejny raz zanikło. Przyszła pierwsza klasa, a co się z tym wiąże więcej nauki obowiązków jakieś wiersze itd. Zacinanie się wróciło ze zdwojona silą! Mikołaj gdy chciał coś powiedzieć łapał tzw. bezdechy. Zanim cokolwiek z siebie wydusił to trochę trwało. Byłam przerażona i zła na siebie, ze dawałam się tak zbywać i słuchałam głupot, że jest ok, że minie bo skok rozwojowy, że dzieci w tym wieku tak maja itd. Poszukałam trochę w necie i trafiłam na terapię Pani Iwony. Poczytałam na czym to polega, jak wygląda wizyta, a także opinie innych rodziców. Pojechaliśmy na spotkanie, które trwało 2 godziny, nie 45min jak wszędzie! Byłam pod wrażeniem podejścia Pani Iwony do pacjenta, a także do nas rodziców. Zapisałam go na terapie, pomyślałam, że przecież ćwiczyliśmy już raz w domu to teraz też nie powinno być problemów. Zaczęło się. Mikołaj nie jest łatwym dzieckiem. Jest bardzo charakterny, uparty, ogromnie ciężko go złamać czy przekonać do czegoś co nie leży po jego myśli. Żywy chłopak, wszędzie go pełno, energia niespożyta! Natłok ćwiczeń, które musieliśmy wykonywać codziennie w domu( ja ćwiczyłam razem z nim, innej opcji nie było, a na pokładzie jeszcze niemowlak) doprowadzały moje dziecko do tzw. szału. Buntował się, wykrzykiwał, ze nie będzie tego ćwiczył, bo inne dzieci się bawią na dworze, a ja go mecze (byłam wtedy najgorsza matka na świecie!). Takich kryzysów mieliśmy bardzo wiele i ja i on. Sama już czasem nie dawałam rady i szukałam pomocy. Na szczęście zawsze w pogotowiu była Pani Iwona, za co jej serdecznie dziękuje, bo bez jej dobrych rad już dawno bym odpuściła. Po pewnym czasie ćwiczenia stały się nasza codziennością i weszły w nasz tryb życia, chociaż łatwo nie było. Kolejnym kryzysem dla Mikołaja był zakaz telefonów, gier telewizji itd. Każde dziecko w jego wieku w tych czasach gra, ogląda, używa telefonu, a ja znowu, ta zła matka, musiałam mu to wszystko zabrać! Nie trwało to długo, pogodził się z tym, zapomniał. Następnym krokiem, z którym był problem była ta nieszczęsna wolna mowa, ręka i ograniczenie kontaktów z rówieśnikami, rodziną itd., ponieważ musieliśmy ją wdrożyć. Nam poszło łatwo, ale Mikołaj miał ogromy problem z tym, wstydził się. W domu każdy mówił wolno tylko nie on. Gdy wychodzimy gdzieś na spacer było gorzej, nie chciał rozmawiać, wolał się po prostu nie odzywać, żeby nikt nie słyszał. W końcu po paru dniach złamał się, spróbował i załapał wolną mowę i rękę.
Przyszedł czas, że Mikołaj musiał wrócić już do szkoły, a ja umierałam ze strachu jak to będzie w szkole, jak dzieci go przyjmą, czy nie będą się śmiali, że tak mówi i macha ręka. Na szczęście wychowawczyni mojego dziecka bardzo dobrze przygotowała dzieci w klasie na powrót Mikołaja do szkoły. Koledzy przyjęli go bardzo serdecznie i o dziwo razem z im zaczęli mówić wolno, żeby nie czul się nieswojo. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś go wyśmiał, a w szkole byłam po niego codziennie i rozmawiałam z Panią.
Po tylu wydarzeniach, ćwiczeń i męczarni( tak twierdził mój syn) jąkanie w końcu ustąpiło. Efekt naszej ciężkiej pracy było widać gołym okiem. Mikołaj bardzo się zmienił, trochę wyciszył i najważniejsze już nigdy nie zająknął! Cały ten rok był dla wszystkich bardzo ciężki. Wiele stresu, płaczu, nerwów, wyrzeczeń ale przyznam szczerze, że warto było bo zyskałam dziecko, które się nie jaka, jest pewniejszy siebie i bardziej się skupia na tym co robi. W szkole jest jednym z najlepszych uczniów. Moja duma, chociaż wcześniej potrafił dać mi w kość. On sam twierdzi, ze warto było bo teraz się nie jąka i nikt nie będzie się z niego śmiał.
Drodzy rodzice jeżeli szukacie pomocy i chcecie zawalczyć o lepsze jutro dla swoich dzieci to z całego serca polecam Panią Iwonę. Rok szybko minie, a strach ma tylko wielkie oczy, o czym przekonałam się na własnej skórze. My wygraliśmy chociaż było naprawdę bardzo ciężko. Trzeba mieć silna wole i pamiętać o co się walczy!
Pozdrawiam Magda.